Poruszanie się po ulicach Stolicy, a szczególnie w jej centrum, wymaga olbrzymiej uwagi, bo zewsząd czyhają drogowe zasadzki. Jednak, gdy nagle przed oczami pojawi się indiański totem, to można co najwyżej dostać oczopląsu, bo o odczytaniu tego, co nam mignęło nie ma mowy. Nie dosyć, że znaki są czerwone z wszechobecnym znakiem zakazu ruchu w obu kierunkach, to jeszcze, gdy wpadniemy w taką zasadzkę dopada nas gorączka bezsilności ...
Ale na ulicach nie brakuje takich, co wszystko wiedzą, obserwują nas i niczego nam nie puszczą płazem. Wtedy dowiadujemy się, że prowadzący pojazd musi zapoznać się ze znakami, ale zatrzymać się nie może ... bo będzie tamował ruch i wtedy ze znakowej czerwonej gorączki dostajemy białej gorączki.
Kto jest sprawcą tej czerwonej gorączki. Sprawa jest dość skomplikowana, bo autorów jest bardzo wielu, ale na końcu jest jeden, który to wszystko zatwierdza. Tym kimś jest miejski inżynier ruchu. Ciekawe, ile razy sam wpadł we własne sidła?
Trasa W-Z. Co to jest AGP? ... i jeszcze wymagają, aby znać na pamięć Prawo o ruchu drogowym. Pojawiają się już pierwsze symptomy czerwonej gorączki... |
Trasa W-Z. Ten totem jest już sławny, nawet w całej Polsce! ... a co zrobić, gdy nie mam przy sobie zegarka? |
Ulica Chmielna. Zakaz absolutny? |
Też Chmielna. Stoi po drugiej stronie ulicy, obok tego, co na zdjęciu wyżej. ... a znak zakazu zasłonięty przez daszek! |
I znowu Chmielna. Znak zakazu umieszczony na wysokości I piętra. To zapewne znak dla tych pieszych co zadzierają nosa? |
To ten sam co wyżej, ale już dostałem czerwonej gorączki. Chciałem serdecznie pozdrowić autora. |
Nowy Świat. Nawet nowożeńcy mogą jechać, ale zapewne muszą mieć przy sobie stosowne zaświadczenie z Urzędu Stanu Cywilnego. |
To ten sam znak, co na zdjęciu wyżej ... ale gdy odwróciłem się moim oczom ukazał się taki widok. Wszelkie podobieństwa do czegokolwiek są niezamierzone i zupełnie przypadkowe. |
A' propos ostatniego zakazu, to ABW i CBA już nie wjadą? No i ciekawe, czy gdy jedzie sam nieboszczyk, jeszcze bez konduktu, to go nie wpuszczą?
OdpowiedzUsuńChyba pieszo najszybciej będzie.
OdpowiedzUsuńDomyślam się, że w przypadku takiego tłoku człowieka krew zalewa. Mnie zalewa, gdy widzę ścieżkę rowerową z kostki... albo ciąg rowerowo pieszy, tak wąski, że wymijanie pieszego grozi kolizją. Hrr.
OdpowiedzUsuńŚwietne ujęcie tematu! Też mnie to vqrwia jako kierowcę, a muszę przyznać, że stolica lubuje się w tabliczkach z opisem na kilkanaście linijek. I druga bajka to święte krowy na buspasach, które faktycznie czasami są w miejscach idiotycznych, ale skoro już są, to nie po to, żeby jeździli sobie po nich np. miejscy strasznicy, co obserwuję nagminnie.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście galimatias z tymi znakami. Natomiast ładnie się prezentują te kwietniki na Nowym Świecie. :)
OdpowiedzUsuńW takim chwilach warto docenić komunikację miejską - można nie przejmować się znakami i nie wyściubiać nosa znad książki :)
OdpowiedzUsuńHaha swietne! Usmialam sie, ale za kolkiem to juz mi nie do smiechu...
OdpowiedzUsuń